Tudzież podnóżek w politurze.
Nie znosimy chodzić na zakupy. O nie! Nie ma nic gorszego niż
tłumy w centrum handlowym. Od dawna unikamy tego jak ognia. Nawet jedzenie
kupujemy przez Internet. Ale ostatnio postanowiliśmy spędzić popołudnie na
zakupach razem z dzieciakami.
Potrzebowaliśmy kilku rzeczy do domu na wsi więc pojechaliśmy
całą rodziną do… Ikei.
Pokochaliśmy ją na studiach. To była miłość od pierwszego
wejrzenia. Ideał. Tanio i ładnie (no dobrze, przede wszystkim TANIO). Na
studiach Ikea rządziła. Chyba nie istniało mieszkanie studenckie bez podstawowego mebla -
nieśmiertelnego kartonu z Ikei.
Po latach, kiedy już przyszło do urządzania własnego
mieszkania, Ikea poszła w odstawkę. „Tanio” przestało mieć już takie znaczenie
(skoro już się urządzamy na całe hipoteczne 30 lat…), a okazało się, że „ładnie”
było głównie w katalogu. Na zdjęciu cud, miód, malina, a w realu święta trójca:
tektura, dykta, paździerz. Zaczęło się chadzać w inne miejsca.
Punkt widzenia zależy jednak od punktu siedzenia. Jak się
siedzi na wiejskim tarasie z dwójką łobuzów i dostaje dreszczy na hasło „galeria
handlowa”, zostaje jedna jedyna – Ikea.
Zmienił nam się gust, zmieniły się potrzeby, zmieniły się
nawyki. Proste, surowe formy zastąpiły zdobienia. Wenge zastąpiła biel. Nagle
okazało się, że kwiaty wyglądają ładniej w wazonie (lub wiaderku!) niż w
szklance, że przyjemnie jest otoczyć się bibelotami. Że styl skandynawski w
wydaniu (jak gdzieś ostatnio przeczytaliśmy) sielskim to jest to.
I przede wszystkim dzieci! Nasza rodzinna zakupowa wycieczka
okazała się bardzo sympatyczna. Z maluchami naprawdę docenia się, że cały sklep
to wielki plac zabaw dający praktycznie nieograniczone możliwości zabawy w
chowanego. Do tego wszędzie te rodzinne drobiazgi – pokój do karmienia,
mikrofala do podgrzewania jedzenia, plac zabaw ale i zabawki w każdym dziale.
Nawet „przechowalnia na dzieci”. Niby nic takiego, ale robi różnicę.
Na koniec zakupów znowu było inaczej niż na studiach. Zamiast
pęczka hot-dogów na głowę były lody z automatu. Tymek był wniebowzięty. My
przeżyliśmy zakupy. Stwierdziliśmy nawet, że ta wyprawa sprawiła nam
przyjemność. A to naprawdę coś.
"Mikrofala" i "zabawa w chowanego" w jednym zdaniu - brzmi niepokojąco ;-)))
OdpowiedzUsuńOczy zawsze szeroko otwarte :)
OdpowiedzUsuńfajowo u Was :)
OdpowiedzUsuń