Finał. Tydzień czwarty.
Przez cztery tygodnie, dwa razy w
tygodniu, na trzy godziny jeździłam na zajęcia z szycia na maszynie. Oboje z Wojtkiem ostro się napinaliśmy, żeby
wszystko zgrać i dograć. Z dwójką małych dzieci, przy braku jakiejkolwiek
pomocy, łatwo nie było.
Nie mamy opiekunki, dziadkowie maluchów też mieszkają
poza Warszawą, zatem wszystko musieliśmy ogarniać sami. Ale daliśmy radę! I
bardzo się cieszę, że się udało! Nie tylko ze względu na możliwość nauki
szycia, ale w szczególności na możliwość wyjścia z domu i pobycia z dala od
dzieci, bez stresów i nerwów, że wszystko na czas i zaraz muszę wracać. Taki
oddech bardzo się przydaje i robi dużo dobrego.
Przetestowałam pięć maszyn do
szycia. Uszyłam dwie krzywe kieszonki, kosmetyczkę z suwakiem, torebkę i
dresową spódnicę. Odczucia co do warsztatów były mieszane – od totalnego
zniechęcenia, po lekkie zadowolenie, a ostatnio, jak przyniosłam do domu moją
spódnicę – nawet dumę!
Mam wrażenie, że się sporo
nauczyłam. Nie tylko o nitce prostej, zygzakach, stębnowaniu, ryglowaniu, ale
głównie o sobie. O tym, że perfekcjonizm nie zawsze pomaga. O tym, że nie
zawsze musi być idealnie. O tym, że wszystko we własnym tempie, wedle własnych
możliwości, bez oglądania się na innych. To nic, że „zaawansowanej koleżance”
bliżej do szycia sukni ślubnej niż mnie (pomijając fakt, że kolejna suknia
ślubna raczej mi nie grozi). Najwidoczniej to ona trafiła nie na te zajęcia, na
które powinna. W końcu to była grupa podstawowa! I takie właśnie było moje
przygotowanie – podstawowe, czyli żadne.
Jedno jest pewne – zmieniłam się.
Nie wiem, czy pod wpływem warsztatów z szycia, ale z pewnością one mi w tym
pomogły. Parę lat temu poszłam na zajęcia z jogi. Nie byłam rozciągnięta, nie
umiałam tak jak inni, nie umiałam na pierwszych zajęciach zrobić węża,
krokodyla czy innego wojownika. Po drugich zajęciach zrezygnowałam…
Mam przeczucie, że historia o
szyciu skończy się trochę inaczej. Jak będzie wyglądała jej dalsza część?
Jeszcze nie wiem. Zacznę od zakupu maszyny, do obserwowanych blogów dodam
jeszcze kilka o szyciu. Potem, o ile czas mi na to pozwoli, zabiorę się za
szycie – najpierw moim wymarzonych zasłonek i poszewek na poduszki do domu na
wsi, a potem może coś poważniejszego (zdradzę, że w planie jest bluza dresowa).
Dziękuję Sympatycznym
Czytelniczkom za wsparcie, które mi dawałyście w Waszych komentarzach.
Dzięki Magda za fajnie, wspólnie
spędzony czas.
I na koniec dziękuję mojemu Mężowi,
że umożliwił mi przeżycie tej przygody!
THE END
Gratuluję ........kurczę naprawę jest co Ci gratulować......rozwiązań logistycznych przy dwójce maluchów, przetestowania 5 maszyn (ja przez tyle lat szycia przetestowałam jedynie 3), pokonania zniechęcenia, wiedzy co to jest "ryglowanie" (matko, co to takiego, kojarzy mi się z zamykaniem drzwi), uszycia fajnej torby i jeszcze fajniejszej spódnicy......
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie ! :)
Pożytków z takiej krawieckiej przygody sporo, logistyka na 6 zorganizowana, nowe doświadczenia i umiejętności na przyszłość. Brawo!
OdpowiedzUsuńPrzedświąteczne pozdrowiwenia z uśmiechem :)
Kochana,no to życzę aby twoja pasja szycia rozwijała się na dobre i dawała ci ogromną frajdę :)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt życzę!!!
Jako prawdziwy Tatar szyję tylko z łuku, ale gratuluję kolejnej sprawności ;) Zuch dziewczyna!
OdpowiedzUsuńGratuluję organizacji i ukończenia kursu! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń