Tydzień pierwszy.
I zajęcia
Totalne zniechęcenie.
Zajęcia rozpoczynają się o
godzinie 18:00. Przed 17:00 pakuję Miecha do samochodu, jadę po Tymka do
przedszkola, a potem do Wojtka pod pracę. Tam wymieniamy się samochodami, on
zabiera „mały” razem z dziećmi, a mi zostaje „duży”, którym będę wracała do
domu. Zanim dojeżdżam na warsztaty już
jestem zmęczona. Biegnę jak najszybciej żeby się wyrobić. O 17:50 dostaję smsa od
Magdy: „sprężaj się bo wolne maszyny się kończą”.
Że co? Wolne maszyny się
kończą? Płacę kilkaset złotych za kurs i może się okazać, że nie będę miała na
czym ćwiczyć!!! Myśli pędzą jak szalone. Już sobie wyobrażam jaką awanturę
zrobię organizatorom. Jak można tak źle rozplanować warsztaty! Połasili się na
kasę i zapisali więcej osób niż mają sprzętu! Nabuzowana wpadam do sali,
zajmuję ostatnią wolną maszynę (jakaś dziwna jest – inna). Potem się okazuje,
że to stary model. Dziewczyna, która wchodzi za mną nie ma gdzie usiąść. Uff…
dobrze, że się wyrobiłam i dorwałam ostatnie wolne miejsce. Po chwili jednak
organizatorzy przynoszą kolejny stolik i kolejną nowoczesną maszynę do szycia.
Oczywiście nie dla mnie, tylko dla dziewczyny, której niemalże przed nosem
trzasnęłam drzwiami spiesząc się na zajęcia. Czyżbym się wyrolowała? Po co był
ten stres?
Niestety jak to u mnie bywa - jak
już zacznę źle, to reszta idzie równie źle. Krótki wstęp i zaczynamy szycie. Na
początek kieszonka, później kieszonka z poszewką i na koniec kosmetyczka z
suwakiem. Już po godzinie mam dość. Dziewczyna, która obok mnie siedzi wprawnie
wciska pedał i pędzi z prostym szwem do przodu. Widać, że szyć umie. Co ona
zatem robi na zajęciach dla początkujących?? Czuję się maksymalnie
sfrustrowana. Moja stara maszyna nie ma opcji szycia do tyłu. Za każdym razem
jak chcę przeszyć drugi raz muszę ręcznie obracać materiał. Zajmuje to
strasznie dużo czasu, ale nie korzystam z propozycji instruktorki, żeby zamienić
maszynę na jedną z tych bardziej nowoczesnych. Podchodzę ambitnie do zadania i
stwierdzam, że jak się nauczę szyć na starej, to już będę umiała szyć na każdej
innej. I dalej męczę się z tym przekładaniem materiału…
Na szczęście wreszcie wybija
21:00.Koniec zajęć! Totalnie zrezygnowana i zniechęcona zbieram moje krzywe
kieszonki. Jeszcze tylko na koniec słyszę od Magdy „Co się przejmujesz? Na
cholerę Ci te kieszonki! Będziesz takie szyła?” Nie, nie będę… Chciałam tylko
nauczyć się szyć zasłonki do domu na wsi…
II zajęcia
Nie tak strasznie.
Perfekcjonizm. Zdecydowanie mam
tę chorobę. Nie ułatwia życia, oj nie ułatwia. Z dużą dozą niechęci myślałam o
kolejnych zajęciach z szycia. Sto pięćdziesiąt razy powtarzam sobie, że nie
muszę szyć idealnie, że przecież dopiero zaczynam, że nie ma co patrzeć na
innych i wszystkie te mądre frazesy, którą mają mi pomóc zapomnieć o tym, że w
moim przekonaniu wszystko od razu musi być perfekcyjnie. Pomaga? Raz pomaga, a
raz nie pomaga. Tym razem pomogło!
Postanawiam ambicję schować do
kieszeni (ale nie tej uszytej wcześniej, bo krzywa) i w pierwszej kolejności
proszę o wymianę maszyny na bardziej nowoczesną. Dostaję taką z elektronicznym
wyświetlaczem. Komfort szycia nieporównywalny! Żeby szyć do tyłu wystarczy
nacisnąć jeden guzik. Od razu humor mi się poprawia. A potem było już coraz
lepiej.
Spokojnie, nienerwowo zabrałam
się za szycie torby. Fakt, że tempo miałam chyba najgorsze ze wszystkich
uczestniczek, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Kiedy „zaawansowana
koleżanka” robiła zdobione rączki, ja próbowałam wyciąć równo prostokąt 100 cm
na 80 cm. To mi się udało! Z rączkami było już znacznie gorzej. Nie wiem jak to
możliwe, że po wycięciu dokładnie wymierzonego prostokąta jeden jego bok miał
17 cm a drugi 19 cm (mimo że powinien mieć tyle samo). Postanowiłam się jednak
tym nie przejmować. Poprawiłam i poszłam na kawę.
Trzy godziny zajęć minęły w
tempie kosmicznym. Magda zdążyła uszyć torbę i zabrać się za szycie nerki.
Zdecydowanie ma do tego smykałkę. A ja? Spakowałam moje niedokończone rączki, w
woreczek , który przypomina torebkę i odłożyłam na półkę. Skończę na następnych
zajęciach.
Te warsztaty to chyba nie będzie
tylko lekcja szycia…
Zawsze chciałam się nauczyć szyć. Taki kurs jak znalazł na zimę. Życzę wytrwałości i powodzenia!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Przyda się ;)
UsuńTrzymam za Ciebie kciuku i wierzę, że na maszynie będziesz śmigać, i nie jedno uszyjesz.
OdpowiedzUsuńTroszeczkę zazdroszczę Ci tych warsztatów, bo co prawda potrafię coś tam szyć, ale jestem samoukiem i ciągle mam braki.
Powodzenia :)
Podziwiam, że się sama nauczyłaś. Dla mnie to nic prostego.
UsuńRównież chętnie skorzystałabym z takich warsztatów, bo ja też samouk. Wytrwałości życzę i czekam aż pochwalisz się efektami :-)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się czy rzucić zdjęcia moich kieszonek. I doszłam do wniosku, że na ten moment jeszcze nie... ;) Ale fotki będą! Obiecuję, że jakby nie wyszło to pokażę ;)
Usuńojej, takie moje małe marzenie..
OdpowiedzUsuńkurs szycia
ale nie ma w promieniu 50 km.
opisuj proszę wszystko dokładnie, może kiedyś uda mi się zapisać :)
Zapraszam do Warszawy, u nas takich warsztatów od groma!
Usuńjeszcze rozumiem dwa razy w tygodniu?
Usuńto dopiero byłaby przygoda,
może kiedyś.......... :))))
Podziwiam, to prawdziwe wyzwanie. Masz wspaniałe podejście, kiedyś w końcu wyjdą proste kieszonki i piękna torebka:) Powodzenia !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Pracuję, ciężko pracuję nad "zdrowym" podejściem ;)
UsuńJa się właśnie zaopatrzyłam w książkę do nauki, niebawem w maszynę. Na kurs czy warsztat nie mam ani czasu a tym bardziej kasy. Nawet nie wiem czy znajdę go na szycie ;)
OdpowiedzUsuńUcz się ucz, krzywe kieszonki? Od czegoś trzeba zacząć. Skoro już jeździsz na te warsztaty (zazdroszczę tego, że Ci się chce) to wykorzystaj je na maksa. Powodzenia i pozdrawiam ;)
A ja właśnie od drugiej strony podeszłam - najpierw idę na warsztat (nie wiedząc kompletnie nic o szyciu), a po warsztacie zadecyduję czy szycie mnie interesuje i czy chcę się tym zajmować. Jak dojdę do wniosku, ze TAK, to wtedy dopiero zacznę inwestować w maszynę i dalsze gadżety. Taki mam plan! :)
UsuńJa jestem samoukiem...nie umiem do tej pory prosto wyciąć materiału:) Można kupić specjalne maty, które to ułatwiają..ale jeszcze nie mam..Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJesteś samoukiem? A bardzo dobrze Ci to idzie :) Widziałam Twoje kosmetyczki :):)
Usuń