Rum, reggae i frytki.
Moja podróż na Jamajkę wzbudzała
powszechny zachwyt. Każdy stwierdzał, że Jamajka to piękne widoki, imponujące
plaże i dobra zabawa. A ja – ja właściwie nie wiedziałam czego się spodziewać.
Wiedziałam jedynie, że czeka mnie daleka, męcząca podróż i prawie dwa tygodnie
bez rodziny. Bez szczególnych planów, bez przygotowania i bez napięcia. Z
ciekawością ale i lekkim niepokojem wybrałam się na wakacje, które z całą
pewnością zostaną w pamięci na bardzo długo.
Zapytacie dlaczego Jamajka.
Marzenie życia? Nie, nic w tym stylu. Wybrałyśmy Jamajkę bo bilety lotnicze
były w atrakcyjnej cenie. Dominikana odpadła bo popularna i dużo polskich
turystów. Kuba została na inną okazję i inne czasy. A Jamajka nieznana, mało
popularna i podobno niebezpieczna. W sam raz dla trzech Europejek! Czy oby na
pewno?
Chcecie dowiedzieć się czegoś
więcej? Będzie maksymalnie subiektywnie.
Jedzenie.
No cóż w tym zakresie jak dla
mnie porażka. Nie ukrywam, że jak jadę na wakacje to liczę na to, że będę
dobrze jadła. Kocham smaczne jedzenie, a tymczasem Jamajka to głównie grill,
kurczak (lub inne mięsa), frytki, sos barbecue, sos (lub marynata) jerk, ryż z
czerwoną fasolą i słodki ziemniak. Nic nadzwyczajnego. Nic czym można się
zachwycić. Sytuację ratują jedynie owoce (w tym zakresie pełen zachwyt) i
oczywiście jak zawsze owoce morza (krewetki, homary – rewelacyjne).
Wielki ból to brak porządnie
zaparzonej kawy. Jamajka szczyci się produkcją najsłynniejszej i podobno jednej
z najbardziej znanych kaw na świecie – Blue Mountain. Niestety sposób w jaki ją
podają pozostawia wiele do życzenia. Kelnerzy zazwyczaj chodzą z dzbankami
zaparzonej wcześniej kawy i dolewają do filiżanek jak w jakiejś Pizza Hut. Kawa
wodnista i słaba. Niestety, jak dla mnie - rozczarowanie.
Polecam natomiast miejscowe piwo
– Red Stripe. Smaczne, lekkie, w sam raz na upały.
Plaże.
Jak się okazuje nie ma ich za
dużo. Jedna z najbardziej popularnych i uznawanych za najpiękniejszą z plaż to
Seven Mile Beach w Negril. Ładna i długa ale z zachwytem bym nie przesadzała.
Zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu inna, mniejsza, bardziej przyjazna
i kameralna plaża w Montego Bay. Powiedziałabym, że sympatycznie ale (jak to
ostatnio powiedział mój lekarz) d…y nie urywa.
Ceny.
Makabryczne. Drogo jak cholera.
Nawet napotkani Kanadyjczycy narzekali. Napiwki za niemal każdą usługę to
standard (jedziesz na opłaconą wycieczkę – kierowcy należy się napiwek, idziesz
na płatną plażę – gość, który przynosi Ci opłacony leżak spodziewa się napiwku,
nawet małe dzieci na ulicy zaczepiają Cię i pytają czy nie masz dolarów).
Do tego niemalże ciągle i
wszędzie zaczepiają Cię Miejscowi i proponują sprzedaż najróżniejszych
produktów i usług. Ceny oczywiście z kosmosu. Trzeba mieć grubą skórę żeby
odmawiać, targować się i, krótko mówiąc, nie dawać się robić w bambuko.
Nam na początku nie bardzo to
wychodziło. Już pierwszego dnia dałyśmy się zaczepić mężczyźnie, który nas
najpierw „po przyjacielsku” oprowadził po mieście, a potem zażądał zapłaty 30
dolarów. Naiwne Europejki…
Jednak pod koniec naszego pobytu
szło coraz lepiej. Po przylocie za taksówkę zapłaciłyśmy 15 dolarów, wracając
za taką sama trasę już tylko 8 dolarów. Miejscowi mówili, że powinna kosztować
1 dolara max 3 dolary. Ale to ceny dla miejscowych. Turysta zawsze zapłaci
więcej.
Pogoda.
W tym zakresie pełne zadowolenie.
Nie zawsze był upał. Czasami padał deszcz, ale zawsze było przyjemnie ciepło i
wilgotno. Jak dla mnie – raj na ziemi.
Ludzie.
Chyba w żadnym innym miejscu nie
spotkałam tylu otwartych i sympatycznych ludzi. Zawsze znajdzie się ktoś, kto
pomoże przejść przez ulicę (ruch lewostronny, samochody jeżdżą szybko, można
się pogubić), ktoś kto zapyta Cię jak się masz albo uprzedzi Cię, jak masz się
zachowywać i czego możesz się obawiać.
Z drugiej strony sporo
naganiaczy, załatwiaczy i innych ciemnych typów, którzy tylko liczą na kasę i
na każdym kroku chcą coś sprzedać. Generalnie nie ma opcji przejścia przez
ulicę bez zaczepek. Na początku naszego pobytu było to bardzo męczące. Czułam
się trochę zagubiona. Bo jak odróżnić „prawdziwego” sympatycznego człowieka od cwaniaka
i naciągacza? Z czasem jednak przywykłam. Myślę, że dla nas Europejczyków
bezpośredni kontakt z Jamajczykami może być trudny. Jesteśmy bardziej
zamknięci, zdecydowania bardziej spięci i wycofani. Przynajmniej ja taka
jestem. Nie lubię czuć się osaczona. A tak na początku czułam się na Jamajce.
Trochę jak w Egipcie. Na szczęście okazało się, że z czasem to mija. Pod koniec
wakacji przestałam się tym przejmować i poczułam się znacznie pewniej.
Bezpieczeństwo.
Trudno powiedzieć. Fakt, byłyśmy
jednymi z niewielu białych odwiedzających downtown. Sporo turystów nawet nie
wychodziło ze swoich hoteli i resortów. My wynajęłyśmy apartament od osoby
prywatnej, nie miałyśmy opieki biura podróży czy rezydenta. To był zdecydowany
plus tego wyjazdu. To prawda, że czasami miałyśmy stracha. Obawiałyśmy się
głównie kradzieży. Sporo ludzi nas zaczepiało. Sporo ludzi się dziwiło, że
zdecydowałyśmy się na wyjazd na własną rękę. Nie byłyśmy pewne komu możemy
ufać. Ale miało to swój urok. Niepowtarzalny urok. Niezła przygoda z tego
wyszła.
W sumie.
Z całą pewnością Jamajka zalicza
się do bardzo klimatycznych i wyjątkowych miejsc. Nie pod względem plaż,
jedzenia czy pogody. Głównie chodzi o ludzi, o egzotykę, o emocje, o jakiś
dziwny urok, o naturalność, luz, Boba Marleya... O „coś” całkowicie
nieuchwytnego.
Czy tam jeszcze wrócę? Pewnie
nie, jest tyle ciekawych miejsc…
Czy warto było tam pojechać? Z
całą pewnością tak.
Czy polecam wyjazd na Jamajkę? To
zależy czego się szuka, czego się potrzebuje. Jeżeli to co widzisz na zdjęciach
ciekawi Cię, to z pewnością tak. Jeżeli podobają Ci się tylko widoki to chyba
nie warto lecieć tak daleko. Znam inne, piękniejsze miejsca.
Dla mnie ten wyjazd, to coś
więcej niż wakacje. Ale to już zostawiam tylko dla siebie.
Zazdroszcze Ci ..nie Jamajki..ale możliwości oderwania się od codzienności, przeżycia czegoś nowego i nieznanego.. Buziaki ..pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj zdecydowanie nie wybrałabym się. Widoki mnie maksymalnie zniechęciły (i bardzo dobrze, bo od pokazywania idealnych obrazków są biura podróży), Jechać w nieznane w kilka kobiet- cholernie ryzykowne, nie ryzykowałabym. Jednocześnie zazdroszczę Ci takiej możliwości, wyruszenia z przyjaciółkami gdziekolwiek. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna "recenzja" z wyprawy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę miłego świętowania wielkanocnego w ten poniedziałek :)
2 tygodnie piszesz.....
OdpowiedzUsuńzdziwiona ale bez zazdrości, może trochę podziwiam...
:)
Wow!!!
OdpowiedzUsuńNie napisałaś o głównej atrakcji Jamajki:)
OdpowiedzUsuńzazdroszcze.Piękna podróż, super zdjęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń