Retrozabawy

Co można zrobić z kilku drewnianych patyczków?
McGyver zapewne zmajstrowałby z tego samobieżny podnośnik hydrauliczny lub chociażby
prostą kosiarkę. Nam chyba trochę brakuje czasu na tworzenie tak ambitnych
konstrukcji. Ale jeśli tylko do patyczków dołożymy garść kasztanów i garść
żołędzi, zabawa zaczyna się na całego.
Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze
w domach nie było komputerów (poza konsolami do gier różnej maści), a w
telewizji były trzy programy dla dzieci na krzyż, dzieci były skazane na
samodzielne organizowanie sobie wolnego czasu. Różnie go organizowały, bo różne
im przychodziły do głowy pomysły, ale wśród tych, które do głowy przyszły i
zostały zrealizowane było także wyjście na dwór lub do lasu w poszukiwaniu czegoś,
co nadaje się do zabawy. Kończyło się to rozmaicie. Skaleczenia nie należały do
rzadkości, siniaki były na porządku dziennym. Ale któżby się tym przejmował,
gdy te drobne niedogodności pozwalały mieć najlepszą na podwórku leszczynową
procę, łuk większy od jego właściciela czy choćby porządny kij cały ozdobiony
pracowicie wyciętymi wzorkami.
Wśród zabaw podwórkowych były też
zabawy sezonowe. Jedną z nich było zbieranie żołędzi i kasztanów. Szczególnie w
przypadku tych ostatnich ważne było, żeby mieć ich dużo i szybciej niż inni.
Skutki bywały opłakane – zdarzało się zbijać kasztany z drzewa kawałkiem deski,
z której wystawał niezauważony gwóźdź. Zdarzało się tej desce trafić w głowę
jednego z polujących na kasztany.
Dość trudno to sobie wyobrazić w
dzisiejszych miejskich realiach. Choć może tylko, tak się nam wydaje? (Oby).
Tak czy inaczej jak była jesień
to były kasztany, były żołędzie i były ludziki z nich zrobione. Zastanawialiśmy
się czy to zabawa naszego dzieciństwa, czy dziś nadal można w ten sposób zainteresować
maluchy. Ostatnio zdarzyło mi się zażartować, że w dzisiejszych czasach pewnie
jest od tego jakaś aplikacja na smartfony i, żeby to sprawdzić, z niemałym
niepokojem spróbowaliśmy znaleźć taką. Na szczęście bez skutku, choć, kto wie,
może podświadomie nie szukaliśmy zbyt dokładnie.
W każdym razie, skoro zawitała
już do nas jesień, spróbowaliśmy odświeżyć dawne techniki tworzenia ludków,
koników i innych stworzeń. Postanowiliśmy pokazać naszym chłopakom jak można
bawić się tym, co po prostu znajduje się wśród suchych liści podczas jesiennego
spaceru. Zabawa była doskonała!
dlaczego retro, te zabawy u nas są ciągle aktualne :) tylko może bardziej w przedszkolach i szkołach, niż w domach. Ale cudnie łączy pokolenia. Chyba też się wybierzemy po kasztany.......
OdpowiedzUsuńU nas w przedszkolu tj. u Tymka w przedszkolu uczą dzieci czytać (muszą się bardzo starać, bo przedszkole o rok krótsze, a rodzice wymagają, żeby "poziom trzymać"). Plastyka z ceramiką jest raz w tygodniu i dzisiaj Tymon przyniósł motyla z papieru także zabawy z ludzików tylko w domu. W przedszkolu już się dzieci nie zajmują takimi dyrdymałami ;) Ps. Nie żebyśmy tak strasznie narzekali na to przedszkole - fajne jest, ale dlatego właśnie RETRO ;)
Usuńu nas Panie w przedszkolu lub 1-3 proszą jeszcze o przyniesienie kasztanów, jarzębiny czy liści. Smucić się więc czy cieszyć mam?
UsuńCieszyć się, cieszyć! fajnie!
UsuńA dla mnie to rzeczywiście retro i to głębokie. Fajnie przypomnieć sobie dawne męki, bo wtedy wcale mnie to nie fascynowało. A te ludziki to skomplikowane konstrukcje jak pajęczaki, ale oczywiście to nie jest ważne.
OdpowiedzUsuńTymek miał dobrą zabawę, a przy okazji my też - to chyba najważniejsze!
Usuń