Nie pojechaliśmy do Chin.
No to zakończyliśmy nasz urlop. Szkoda. Naprawdę było fajnie. Wszyscy nas pytali, czy się nie nudzimy przez te dwa tygodnie na wsi - bo co tam można robić ?
Otóż nie nudziliśmy się ani przez
chwilę i wypoczęliśmy jak nigdy. Nie skorzystaliśmy nawet ze wszystkich
atrakcji i możliwości jakie daje pobyt na wsi (ograniczał nas trochę mały
Mieszko), ale i tak było super! Mamy dużo nowych planów na przyszły rok. Z
pewnością odkurzymy nasze rowery, ale to dopiero na wiosnę, jak już Mieszka
będzie można posadzić w foteliku.
Pogoda dopisała, więc dużo czasu
spędzaliśmy na świeżym powietrzu. Chodziliśmy na spacery, siedzieliśmy na
tarasie, czytaliśmy książki (w szczególności te o blogowaniu – postanowiliśmy
trochę podszkolić się w tym temacie) i oglądaliśmy seriale (teraz przerabiamy
drugi sezon Breaking Bad), bo na filmy przy dwójce dzieci czasu brak.
Wojtek zabrał się na prace
techniczne. Zaczęło się od prostych rzeczy tj. stołu do pracy, kompostownika i
grządek. Potem było coś trudniejszego – drewutnia! Wyszła wspaniała, ale o tym
jeszcze opowiemy. Tak się chłopak rozkręcił, że w przyszłym roku planuje
zbudować domek do zabawy dla chłopaków. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Były też spotkania ze sztuką (na
razie przez małe „s”). Malowanie desek na drewutnię impregnatem do drewna,
malowanie obrazków farbami plakatowymi i na koniec próby zdobienia techniką
decoupage (o tym możecie przeczytać TUTAJ), która szczególnie przypadła do
gustu Monice. Świetna sprawa, bardzo relaksujące zajęcie i nie wymaga ogromnych
umiejętności plastycznych. Fakt, że jak patrzymy na obrazy wykonane przez Ciocię
Dorocię, nie możemy się nadziwić jak cudnie wyglądają (i dopiero teraz jesteśmy
w stanie docenić jej kunszt!). No ale w tym przypadku to lata wprawy i co
najmniej kilkadziesiąt (o ile nie kilkaset) wykonanych obrazków.
Monika liczy na to, że może za
jakiś rok regularnego klejenia wykonane przez nią prace będzie można bez
skrępowania powiesić na ścianie (pierwsze już wiszą, ale wyglądają raczej jak
prace kilkulatka). Ćwiczyć z pewnością będzie, a przynajmniej na ten moment ma
duży zapał i chęci. Gadżetów do decoupage zrobiło się w domu sporo (pędzle,
farby, serwetki) w związku z czym powstała konieczność zaanektowania kącika do
pracy. Na szczęście dom jest na tyle duży, że znajdzie się odpowiednie miejsce.
Będzie pracownika! Wybieramy już meble. Wszystko powinno być z litego drewna,
najlepiej bielone. Wojtek znalazł bardzo sympatyczne stare krzesło na allegro.
Właśnie zostało zamówione. Kupiliśmy też w Ikei dwa drewniane kozły – idealnie
nadadzą się na nogi do drewnianego blatu jaki został nam po montażu kuchni.
Dużo też czasu poświęcaliśmy
blogowi. Pomimo wielu przeciwności w trakcie pobytu na wsi udało się opracować
i opublikować kilka postów z czego jesteśmy bardzo dumni.
Bo po pierwsze, już drugiego dnia
wakacji popsuł nam się aparat. Ubolewaliśmy bardzo (choć Wojtek swoim żartem
wykrakał tę awarię). Na szczęście cześć zdjęć udało się wykonać komórką
(aparaty w dzisiejszych telefonach są zadziwiająco dobre), reszta została
zrobiona dzięki uprzejmości i wsparciu Huberta (tego samego, od którego
otrzymaliśmy nasze ulubione matrioszki, które możesz zobaczyć TUTAJ), który
użyczył nam swój osobisty sprzęt do fotografowania. Bardzo dziękujemy!
Bo po drugie, zabrali nam
Internet. Kto? Nie wiemy, ale przyszli chyba w nocy, bo któregoś dnia po
przebudzeniu okazało się, że Internetu już nie ma. Na wsi jest słabo z
zasięgiem, Internet raz jest, raz go nie ma. W drugim tygodniu naszego pobytu
nie było ani Internetu, ani zasięgu. Publikacja posta odbywała się z samochodu
w obecności naszych dwóch pociech, z miejscowości oddalonej 6 km od naszego wiejskiego
domu. Tam Internet był. Udało się i mogliście przeczyta TUTAJ o wiejskiej
modzie.
Było jeszcze założenie zielnika,
sianie rzodkiewki i jesiennych sałat. Było też ognisko i oglądanie spadających
gwiazd. Było dużo dobrego jedzenia (o czym trochę TUTAJ). Nie było wodospadów,
rafy koralowej, delfinów, fontanny di Trevi czy Wielkiego Chińskiego Muru. Było za to dużo rozmów, snucia planów, nowych
pomysłów i marzeń. Było spokojnie, refleksyjnie i miło. Z ciężkim sercem
wracaliśmy w niedzielę do Warszawy. Na szczęście za trzy dni weekend i znowu
jedziemy na wieś. W lesie pojawiły się pierwsze wrzosy, poranki i wieczory są
coraz chłodniejsze, chmury na niebie coraz cięższe, zaraz będą grzyby. Lato się
kończy…
Komentarze
Prześlij komentarz